Szukaj na tym blogu

piątek, 30 grudnia 2022

Po 4 latach zaczynam rozumieć pierwsze 3 kroki...

Przez ostatnie dwa miesiące moje życie nabrało mocy. Dzieją się rzeczy, które - gdyby nie moje doświadczenie życiowe i praca nad sobą - byłyby dla mnie niepojęte, przerażające i dziwne...

Ale od początku.  

Przez ostatnie 4 lata starałem się zadośćuczynić mojej partnerce za krzywdy wyrządzone jej kiedy piłem. Moim zdaniem udało mi się to, choć ona twierdzi inaczej.

Istnieje kilka głównych mechanizmów uzależnienia:

- mechanizm rozdwojonego JA

- mechanizm iluzji i zaprzeczeń

- mechanizm nałogowego regulowania uczuć 

W dużej mierze udało mi się ich wyzbyć lub nad nimi zapanować. Patrzę "trzeźwo", realistycznie i zdroworozsądkowo na świat, na moje myśli, uczynki i oczekiwania. Mam świadomość siebie i swojego życia. Tak, jak kiedyś pijąc myślałem, że jestem pępkiem świata i wszystko mi się należy, tak teraz wiem, co jest mi należne, a na co pracując pokornie nad sobą muszę zasłużyć i zapracować.

W terapii i na mityngach mówi się, by pracować nad sobą i pod żadnym pozorem nie zmuszać i nie namawiać partnera do niczego. Każdy jest odpowiedzialny za siebie i nie można nikogo zmuszać do robienia tego, co my... JA CHCĘ.

I tak starałem się żyć, mieć czas na pracę, czas na terapię i czas dla mojej partnerki. I udawało mi się to. Jednakże moja partnerka tego nie widziała i nie doceniała. Odsuwaliśmy się od siebie coraz bardziej... Kiedy ja mówiłem jej, że może być samodzielna i niezależna - ona domagała się, bym wszystko robił z nią lub za nią. Uzależniła się ode mnie i od komputera, na co nie miałem wpływu. Przez 4 lata sugerowałem jej terapię, znalezienie znajomych i po prostu normalne życie. NIE SŁUCHAŁA

Podjąłem jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. 

Zaczynam od nowa, bo nigdy nie jest za późno na start od nowa...


Ten post miał być opublikowany ponad rok temu, ale zaginął w roboczych.

Ale już jest 😁😁😁

Tylko 5 lat...

... mi zajęła podróż z nory emocjonalnej w jakiej wtedy byłem do "TU I TERAZ". To całkiem długa wycieczka i gdybym od początku skupiał się na tym, ile mi to zajmie, i ile rzeczy w SOBIE w międzyczasie zmienię, to pewnie w życiu bym nie wyruszył.

Skupiałem się na negatywach, uważałem się za ofiarę losu i tak się zachowywałem.

Każda zmiana wymaga czasu i pracy. Jednakże najważniejsza jest decyzja, że chcemy się zmienić. Przejście z przekonania "Muszę wszystko sam robić, nikt mi nie pomaga, większość ludzi to debile, wszyscy jesteście buce!!!" do "Bądź dobry dla innych, bo każdy ma swoje problemy i nie każdy jest tak samoświadomy jak Ty" było trudne...

 Subiektywnie bardzo trudne i wielokrotnie się zastanawiałem, czy "Serio, to nie ja mam rację?". Często nie do przyjęcia był dla mnie fakt, że moje przekonania i założenia są obiektywnie błędne, i przez nie jest mi trudno uzyskać wewnętrzny spokój i harmonię. Próbowałem różnych rozwiązań, dróg i ścieżek. Czytałem poradniki, czytałem literaturę AA, słuchałem mityngów spikerskich (forma monologu alkoholika o swoim uzależnieniu i drodze do trzeźwości), pracowałem, miałem hobby, rozwijałem się i żyłem zgodnie z zasadą:

"Rób tyle, żeby nie mieć czasu na narzekanie".

I tylko i wyłącznie dzięki temu coś zaczęło się zmieniać...


"Będę myślał pozytywnie tylko, jeśli zmieni się wszystko"

Wiele osób tak myśli i ja też tak myślałem. Przez lata moim życiem rządziły chore mechanizmy. Dopiero kiedy poszedłem na terapię, a i to po dłuższym czasie, zrozumiałem, że jedynym sposobem na życie, który nie prowadzi do choroby to:


"Wszystko się zmieni, jeśli tylko pozytywnie myślał będę"


Jeśli kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie: "Czy ze mną jest coś nie tak?"

- to prawdopodobnie tak jest... 

Czy łatwo to wyłapać i zacząć działać?

NIE

Mnie to zajęło sporo i trochę zazdroszczę każdemu, kto zaczął się ogarniać wcześniej. Jednocześnie współczuję każdemu, kto nadal się męczy, a chce coś zrobić i nie wie jak... Takich osób jest wiele. Czasem nawet duży wysiłek nie pomaga.

Moja ŻONA  niedawno napisała na FB o mnie tak:

"Kiedy patrzę na niego widzę dwóch facetów:

- tego sprzed lat, który irytował mnie na maksa, który pisał komentarze od rzeczy, którego nie raz zablokowałam, który był przeciwnikiem ślubu i dzieci

- tego teraz, który jest inteligentny, czuły, troskliwy, który rozśmiesza mnie na każdym kroku, z którym mogę rozmawiać na każdy temat i o każdej porze...

Ten drugi facet jest zdecydowanie tym, którego chciałam. Którego potrzebowałam. Który zmienił się o 180 stopni.

Teraz jest najlepszym mężem i już najlepszym ojcem na świecie! 

A takie momenty jak ostatnio - kiedy podczas kąpieli w wannie Dzidzia zaczęła się wiercić, a on wziął prysznic i ciepłą wodą polewał mój brzuch, nagle mówiąc: "No już, kochanie, Tata już Cię grzeje..." - sprawiają, że tylko utwierdzam się w swojej decyzji, iż wybrałam odpowiedniego człowieka na męża i ojca 🥰❤️😘"


I sam widzę ten dualizm w sobie... Ten paradoks polegający na tym, że jednocześnie chcę i nie chcę... Boję się zmian i odpowiedzialności, a jednocześnie boję się, że nic się nie zmieni i pogrążę się w chorych zachowaniach...

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Mam wpływ tylko na niektóre jej aspekty. Mogę albo zaufać, że wszystko się ułoży, albo martwić się o wszystko i zostać paranoikiem...

Decyduję o tym na co mam wpływ i to daje mi wiarę i ufność na przyszłość. 

POGODY Ducha, 

Dominik Alkoholik 

czwartek, 8 grudnia 2022

Niech się dzieje wola NIEBA...

 Pierwsze trzy kroki AA można podsumować w jedno zdanie:

"JA nie dam rady, ON mi pomoże, chyba MU pozwolę."

Coraz częściej spotykam ludzi, których życie w taki właśnie sposób się rozwija i odnoszą sukcesy. Przy czym dla każdego to "odnieść sukces" znaczy coś innego. A może zawsze spotykałem takich ludzi, tylko że przez moje złe nastawienie nie zwracałem na to uwagi i wolałem skupiać się na negatywach, porażkach i trudnościach. Miałem swoje przekonania, uprzedzenia, nawyki, nałogi...
Wielokrotnie skupiałem się na swoich oczekiwaniach wobec SIEBIE i INNYCH. Myślałem, że skoro ktoś myśli i robi coś inaczej niż ja, to od razu oznacza, że robi coś "źle". Widziałem wokół siebie ludzi, którzy nie radzą sobie z trudnościami, poddają się negatywnym myślom i nastawieniom. Sam też tak funkcjonowałem zatracając się w marazmie i beznadziei. Nie szukałem rozwiązań tylko wymówek, nie walczyłem tylko szukałem winy za swoje niepowodzenia w otoczeniu. Przez lata nie potrafiłem radzić sobie z trudnościami, emocjami. Nadal często tak mam. Każda nowa sytuacja jest wyzwaniem, moja chora głowa zakłada najgorsze możliwe scenariusze.
Przez ostatnie lata zacząłem się powoli uczyć zdrowych zachowań i zdrowego podejścia. Generalna zasada mówi: "Ile piłeś, tyle się lecz..." - i jest to dla mnie BARDZO dobra zasada. Kiedy wszystkie, a przynajmniej większość naszych przekonań, obiektywnie jest błędne, złe, szkodliwe i krzywdzące dla innych i nas samych, wtedy bardzo trudno jest nam je zmienić, czy choćby zauważyć, że coś jest nie tak. Kiedy egoistycznie oczekujemy, że wszystko będzie tak, jak chcemy - TYLKO DLATEGO, ŻE CHCEMY - wtedy na pewno nic nie osiągniemy. Tak było u mnie. Uważałem się za lepszego, mądrzejszego od innych i byłem pewny, że wszystko będzie mi przychodziło lekko, łatwo i przyjemnie, bez żadnego wysiłku. Teraz zaczynam rozumieć w jak wielkim błędzie byłem... Powoli zaczynam rozumieć słowa: POKORA, ODPOWIEDZIALNOŚĆ, WIARA, OTWARTOŚĆ.
W AA człowiek z doktoratem może się czegoś nauczyć od malarza pokojowego, a ksiądz od kryminalisty. I tak generalnie jest w życiu. Ja sam od 5 lat uczę się życia na nowo i mogę zaśpiewać jak Kazik Staszewski: "Nauczyłem w życiu się paru rzeczy, wszystkich źle...". I jest bardzo wiele osób, które mają podobnie - czy to Św. Augustyn z Hippony, czy "Mietek", co poszedł na odwyk i przestał chlać...

Każdy z nas jest inny, każdy ma swoją drogę, swoją historię. Przez lata miałem wielu idoli i wiele rzeczy chciałem robić. Niedawno poznałem jednego z ciekawszych ludzi w życiu - Przemka Kossakowskiego. Człowieka, który przeszedł drogę od bezrobotnego artysty po 30-ce, przez prowadzącego programy telewizyjne, po terapeutę arteterapii. Ciągle odkrywając coś nowego w świecie i w sobie.
Ja też odkryłem w sobie wiele nowych rzeczy, których jeszcze niedawno nie spodziewałbym się znaleźć. Najdziwniejszym i najbardziej niespodziewanym odkryciem było jak bardzo JA CHCĘ planować moje życie, i jak bardzo boję się odpowiedzialności... Zaczynam się tego powoli oduczać, a mam z kim, jak i dla kogo. Skoro inni mogą się zmieniać, bo BÓG stawia przed nimi nieoczywiste wyzwania, to ja też :)
Jeszcze niedawno ostatnie o czym bym pomyślał to ślub i dziecko. Moja Matka całe życie mówiła mi, żebym się z tym nie spieszył... No i się nie śpieszyłem.
Teraz zaczynam widzieć wszystko inaczej - może dojrzalej, a może dziwacznie, sam nie wiem. Wiem, że mam swoją drogę do przejścia i swoją przygodę do przeżycia, a co będzie dalej, to czas pokaże.

Pogody Ducha,
Dominik Alkoholik



Ja z Żonką i Przemkiem Kossakowskim