Szukaj na tym blogu

wtorek, 9 stycznia 2024

Jutrzaki.

   "Nowy Rok, Nowy Ja".

Slogan autoreklamowy rzucany bez zastanowienia równie często, jak życzenia świąteczne typu "NAWZAJEM!!!". Najpopularniejsze postanowienie noworoczne i najbardziej bezsensowne zdanie wypowiedziane kiedykolwiek. Jakbyśmy co roku, w noc sylwestrową, owijali się w kokon i 1- go stycznia o 12 w południe wychodzili z niego odmienieni. Fakt, wiele osób tego dnia o tej porze zachowuje się jakby właśnie zmartwychwstali, jeszcze więcej - jakby byli ZOMBIE, ale chyba nie o takie "Nowy Ja" chodzi. 

Od 6 lat uczę się żyć i ciągle szukam rozwiązań i sposobów na bycie najlepszą wersją siebie. Od 6 lat często czuję się jak profesor uniwersytetu, który wie wszystko, nauczył się wszystkiego, co mogłem w swojej dziedzinie. Znacznie częściej jednak czuję się jak dziecko we mgle, które się zgubiło. 

   Niedawno pochłonąłem "INFORMACJĘ ZWROTNĄ" Jakuba Żulczyka. Najpierw serial, potem przeczytałem książkę. Są między nimi różnice, ale nie nadzwyczajne. Sama historia jest ciekawa i dobrze napisana, nie ma w niej przesady i jest jak najbardziej wiarygodna. Jak ktoś jest leniwy, albo jest analfabetą może obejrzeć serial i nic na tym nie traci. Jak ktoś umie czytać to polecam jednak przeczytać książkę.

Było w tej opowieści wiele ciekawych wątków, dla mnie jako alkoholika miały oczywiście pewną wartość dodaną - przypomniały mi o tym, jak zdradziecka jest to choroba. Moim zdaniem KAŻDY powinien się zapoznać z tą, bądź podobną historią, żeby mieć chociaż śladową świadomość jak działa uzależnienie. 

Bardzo drobnym, ale dla mnie horrendalnie zabawnym i jednocześnie trudnym do przełknięcia smaczkiem było określenie "JUTRZAK", użyte w książce na określenie trzeźwiejących alkoholików uczestniczących w terapii w ośrodku "JUTRO". 

"Uczestnicy terapii określają się jako JUTRZAKI. Brzmi to jak nazwa jakiegoś zwierzęcia hodowlanego, takiego sztucznie wyhodowanego. Nieudanego, który daje mało futra i mięsa i nie umie się rozmnażać."

We mnie to określenie budzi dwa skojarzenia i potencjalne znaczenia:

1. JUTRZAK, czyli taki FUTRZAK, ALE JUTOWY. Z daleka ładna maskotka, misiak, przytulak - nic, tylko takiego wziąć do domu... a potem podchodzisz bliżej, dotykasz i czujesz pod palcami szorstkość i twardość worka jutowego... Miało być jak nigdy, a wyszło jak zwykle.

2. JUTRZAK - zrobi wszystko i będzie cudowny. JUTRO!!! Dzisiaj dajcie mi, Qurwa WSZYSCY ŚWIĘTY SPOKÓJ!!!



Bardzo często czuję się jak taki JUTRZAK - mam ochotę coś zrobić, planuję coś zrobić, ale potem mówię sobie "JUTRO". Czasem dlatego, że mam coś innego, ważniejszego do zrobienia, czasem, bo nie wiem jak się za coś zabrać, czasem, bo po prostu mam lenia... Najgorzej jest kiedy tak odkładam, odkładam i mam w głowie tyle warstw wszystkiego, że zaraz się przewróci, a ja nie wiem od czego zacząć ogarnianie. Ciągle układam sobie priorytety i ciągle mam wrażenie, że robię DOKŁADNIE nie to, co powinienem...

JEDNOCZEŚNIE MAM W GŁOWIE PRZEŚWIADCZENIE, ŻE WSZYSCY DOOKOŁA OGARNIAJĄ WSZYSTKO PERFEKCYJNIE I TYLKO JA JESTEM JUTRZAKIEM...

Nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że równie często mam wrażenie, że JA jako jedyny ogarniam, a wszyscy dookoła to takie JUTRZAKI.

TO... TROCHĘ... MĘCZĄCE...

Przez większość mojego życia, uważałem, że jeśli ktoś jest ode mnie inteligentniejszy i zdolniejszy, to normalne, że ma lepsze osiągnięcia niż ja. Podobnie jak ktoś był głupi i leniwy to normalne, że żadnych osiągnięć nie miał. Dopiero od niedawna zauważam, że świat nie jest taki, qurwa czarno-biały... Bo to, że kogoś uważam za lepszego, czy gorszego nie oznacza, że ma lub nie ma problemów.

   Kiedyś usłyszałem ciekawe zdanie:

"Jeśli mówili o Tobie zdolny, ale leniwy, to albo jesteś lekarzem, albo alkoholikiem."

Jedno nie wyklucza drugiego... Można też być prawnikiem, pracoholikiem, psychologiem, lub socjopatą... WSZYSTKO jest względne i KAŻDY w jakimś sensie jest JUTRZAKIEM.

Większość ludzi uważa, że większość ludzi to debile. Większość ludzi ma rację. I nawet nie chodzi o to, że średnie IQ w tym kraju to 90, czyli połowa ludzi ma mniej. Bardziej chodzi mi o to, że w tym "uważaniu" nikt nie ma pokory pomyśleć:

"JA CHYBA TEŻ!"

Niedawno od dwóch osób, rodziców w rodzinach wielodzietnych, usłyszałem:

"DZISIEJSZE DZIECIAKI TAK MAJĄ!" 

Mógłbym to po prostu wziąć za fakt, tak jak oni, ale moim przekleństwem jest MYŚLENIE i dlatego uderzyła mnie pewna myśl... Oni mówili o SWOICH DZIECIACH! Mówili, jakby chodziło o obcokrajowców... Jakby mówili: "No latynosi mają czarne włosy i śniadą cerę." Może to nadinterpretacja, a może to ich wyparcie, zrzucenie odpowiedzialności za to, co ZJE*ALI w wychowaniu swoich dzieci... No bo każdy jest za wychowanie dzieci odpowiedzialny. 

"NIE TAK CIĘ WYCHOWAŁAM/EM!!!"  - TO SZCZYT AUTOIRONII...

Tak samo jest w każdym innym aspekcie naszego życia. 

- Opier*alasz się w pracy - szef się uwziął!

- Olewasz małżonka/kę - to on/a ma chore wymagania...

- Mam za mało czasu na wszystko - ale wszystko robię wolno, bo mam czas...

Podobnych sytuacji można znaleźć masę i pewnie w przyszłości będę je piętnował, na pohybel MOICH i WASZYCH, drodzy czytelnicy, przywar. 

Tak, zauważam, że mój blog ma czytelników, bo przy każdym poście jest licznik wyświetleń. Jeszcze do niedawna zastanawiałem się, czy pisanie czegokolwiek na blogu ma sens. Czy komukolwiek do czegokolwiek to jest potrzebne. Czy to nie tylko moje myślenie życzeniowe, że chciałbym, żeby to miało sens... Może ktoś to czyta by się pośmiać, a może ktoś inny, bo szuka rozwiązania swoich problemów. Nie wiem kto to czyta i właśnie dlatego ma to sens. Mogę być w pełni szczery, otwarty i uczyć się mówić prawdę i tylko prawdę. Wiem jak mnie pomagały i pomagają mityngi spikerskie, na których inni ludzie opowiadali swoje świadectwa. To coś jak "MYŚLODSIEWNIA" w Harrym Potterze. To wystarczy. Ja wystarczę. Jeśli ktoś inny na tym skorzysta to fajnie. Tak, jak wiele osób mniej lub bardziej aktywne pomaga mnie, tak fajnie jeśli ja pomogę komuś. Ale w głównej mierze to ja mam siebie ogarniać, naprawiać stare błędy, starać się nie popełniać nowych i być najlepszą możliwą wersją siebie.

Pogody ducha,

nadal JUTRZAK - Dominik Alkoholik

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Człowiek się uczy całe życie

    Jeszcze do niedawna myślałem, że wszystko o wszystkim wiem najlepiej. Miałem, i nadal mam,, w głowie zbiór myśli, przemyśleń, założeń i opinii, które tylko w mojej głowie mają sens, bo w rzeczywistości nic z tego nie jest prawdą.

Od dłuższego czasu uczę się żyć na nowo zmieniając te chore myśli na zdrowsze... 

Wielokrotnie słyszałem: " Ile piłeś, tyle się musisz leczyć!"

Teraz mogę powiedzieć, że trzeźwieję mniej więcej tak długo, jak długo piłem. Przynajmniej piłem dużo. Gdyby wziąć pod uwagę pierwszy kontakt z alkoholem, to jeszcze długa droga przede mną, bo pierwsze świadome picie to u mnie jakoś w 12 roku życia (czyli 15 lat picia), a pierwsze nieświadome było kiedy miałem 3 lata...

Jakby nie patrzeć to DUŻO i dużo rzeczy nauczyłem się "źle", mam wiele błędnych przekonań, o jednym z nich dowiedziałem się całkiem niedawno.

Byłem z żoną na spotkaniu autorskim z Magdaleną Majcher - pisarką, autorką kilkudziesięciu powieści. Zakładałem, że kiedy ktoś jest tak płodnym pisarzem, to pisanie przychodzi mu łatwo, za to ja jestem jakiś dziwny, bo się męczę z pisaniem. Ciągle bym coś zmieniał, poprawiał, siedzi mi w głowie, że powinno być lekko, łatwo i przyjemnie. Od początku pisanie powinno być dla mnie łatwe, powinienem pisać po kilkadziesiąt tysięcy znaków dziennie...

Na tym spotkaniu usłyszałem, że można "być chorym jak się musi usiąść do komputera i pisać", że "najlepiej, żeby wtedy nic mnie nie rozpraszało i żeby nikt do mnie nie podchodził".

Dopiero wtedy zacząłem sobie przypominać o pewnych ciekawostkach:

- Ernest Hemingway, jak mu jedno zdanie nie grało, to potrafił zmienić całą stronę, jeśli nie rozdział...

- Harrego Potter'a odrzuciło kilkanaście wydawnictw...

- Stephen King wyrzucił maszynopis "Carrie" i to jego żona zmusiła go do pokazania go komukolwiek...

Jeśli chcę pisać z sensem, wartościowe rzeczy, to raczej naturalne, że będzie to wymagało wysiłku. 

Mam pewien pomysł i mam nadzieję, że mi się uda go zrealizować, ale wszystko powoli, bez pośpiechu i przede wszystkim:

BEZ OPIERD*LANIA SAMEGO SIEBIE, JEŚLI NIE JEST TAK, JAKBYM CHCIAŁ!


Pogody Ducha,

Dominik Alkoholik 


niedziela, 3 grudnia 2023

33 lata plus/minus 6...

    Dawno nic nie pisałem na blogu... Brak chęci, czasu, a przede wszystkim wewnętrzne przeświadczenie, że muszę pisać coś sensownego/wartościowego, bo inaczej to nie ma sensu...

I tak sobie siedziałem, myślałem i wymyśliłem: "Nosz Qurwa mać, jeśli mam coś zrobić, to teraz jest najlepszy moment." Zero prokrastynacji, zero kombinowania, zero marudzenia. 

    Ostatni rok to niezłe wariactwo (może będzie gorzej, może lepiej, zobaczymy).
1 grudnia obchodziłem 6 rocznicę abstynencji. Porównując mnie teraz i mnie 6 lat temu różnica jest diametralna, i bardzo mnie to cieszy.
Kiedy człowiek przestaje pić, to nie wie, co zrobić z wolnym czasem - w końcu wcześniej czas upływał na:
- piciu
- zdobywaniu gorzały
- spaniu
- kacu (choć do kaca lepiej było nie dopuszczać...) 

    Mam 33 lata, 6 lat abstynencji i terapii za sobą, i nadal "wiem, że nic nie wiem" cytując klasyka. W głowie mam pełno planów/marzeń, pomysłów i zero sposobów ich realizacji... Jedyne, co wiem prawie na pewno, to to, że jeśli popadnie się w marazm i nie będzie się robić nic, to nie zrobi się nic. Wiem też, że cieszą mnie rzeczy, o których kilka lat temu nie pomyślałbym w kategoriach pozytywnych.
Teraz czas spędzam głównie z żoną i dzieckiem (drugie w drodze). Po raz pierwszy mogę powiedzieć, że zaczynam żyć, a nie funkcjonować. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną i mam wiele złych nawyków do zmiany, ale jest ich mniej niż na początku.



    Kiedyś miałem bardzo wysokie mniemanie o sobie, większość ludzi dookoła uważałem za bandę debili, tylko dlatego, że mieli inne zainteresowania i gorsze oceny w szkole. Teraz powoli zmienia się moje nastawienie, zaczynam rozumieć, że sam mam wiele wad i przywar, że nie jestem LEPSZY od innych tylko dlatego, że jestem inny.

    Nie chodzę na mityngi AA, ale dalej żyję według zasad wspólnoty. Należymy z żoną do Neokatechumenatu - to równie zabawna "sekta" i podobnie jak w AA przychodzą tam ludzie, którzy czują, że coś jest "nie tak", ale okłamują sami siebie, że to nie z nimi jest problem. 

Kiedyś obiecałem sobie, że nie będę chodził do kościoła, bo to nie ma sensu... No to ten... Nadal tak jest, ale będąc w neokatechumenacie mój "wewnętrzny egoista" myśli sobie, że taki zwykły kościół, to dla plebsu, który nie wie o co w tym wszystkim chodzi, a ja chodzę tam, gdzie to ma sens...

Pokręcone, ale działa jak wszystko w moim życiu do tej pory. Pomimo abstynencji i programu 12 kroków, pewnie nie przekonałbym się do chodzenia "normalnie" na Msze do kościoła, a tak to mam "coś jak AA, tylko bardziej religijnie" i jest git. 

Na dzisiaj wystarczy, choć mój wewnętrzny krytyk mówi mi, że powinienem od razu napisać coś rozmiarów " Pana Tadeusza"...

Pogody ducha

Dominik Alkoholik












czwartek, 5 stycznia 2023

Lenistwo i Egoizm

    Wielokrotnie słyszałem o koncepcji "wykorzystywania swoich wad". Wciąż nie jestem pewny, czy dobrze rozumiem to pojęcie. Jednakże nauczyłem się, że w życiu nie ma dobrych i złych odpowiedzi, są tylko zachowania, które działają i te, które wydaje nam się, że działają. Na terapii dowiedziałem się, że mam przestać myśleć o sobie i dopasowywać świat do siebie. Na studiach psychologicznych poznałem różnicę pomiędzy dopasowywaniem się do świata oraz dopasowywaniem świata do swojego "widzimisię"... Poznałem też trzecią koncepcję: "świadomego korzystania ze świata z braniem odpowiedzialności za swoje czyny". Ta koncepcja wydaje mi się obecnie najwłaściwsza. Zdrowa i logiczna. Co prawda kiedyś sądziłem, że idealne jest użalanie się nad sobą i szukanie problemów w innych, ale wtedy przemawiały przeze mnie mechanizmy chorobowe.  Aktualnie, po 5 latach uczciwej pracy nad sobą, widzę już jakie wtedy popełniałem błędy w myśleniu... 

    Wielokrotnie było tak, że okłamywałem SIEBIE i INNYCH - czasem w przenośni, często dosłownie. Trudno jest zauważyć, że coś jest z nami nie tak, zwłaszcza jeśli zachowujemy się w dany sposób odkąd tylko pamiętamy i nikomu to zachowanie nie przeszkadza. Jeśli wszyscy koledzy wolą łazić po wsi, grać w piłkę i wagarować, a ja wolę siedzieć w domu, uczyć się i czytać książki, to obiektywnie to oni się socjalizują, a ja się alienuję. Ja jestem introwertykiem, oni ekstrawertykami i nasze oceny w szkole będą się różnić. Natomiast  subiektywnie: "to oni są kretynami, z którymi nie ma sensu gadać, bo to i nie ma o czym, i będą się ze mnie śmiać, bo w piłkę nie lubię grać...". Ale generalnie to nic złego, że mamy różne sposoby spędzania wolnego czasu i różne poglądy.

Przynajmniej do czasu, kiedy te różnice zaczną się przeradzać w patologie... Kiedy tak, jak ja widzisz, że TOBIE przychodzi coś subiektywnie łatwo, a innym trudno. To można założyć (mylnie), że TY się starasz, a inni się opierdzielają.

(Dygresja: W psychologii nazywa się to błąd atrybucji i jest raczej powszechny. To wtedy, kiedy zakładamy, że my mamy problemy, przez zewnętrzne okoliczności, a inni "bo sami się o to proszą").

    Nasze plany, założenia, marzenia i nadzieje bywają różne. Jedne są mniejsze, inne większe. Zwykle, jeśli mamy marzenie i chcemy do niego dążyć, to staramy się robić to, co nam w tym pomoże, nie? 

Jeśli chcemy nauczyć się grać na gitarze, to systematycznie siedzimy i ćwiczymy. Jeśli chcemy być piosenkarzem, to uczymy się śpiewu. I nie zastanawiamy się, czy inni chcą robić to samo, czy są w czymś lepsi, czy gorsi od nas. Nie rezygnujemy z dążeń, bo zakładamy, że i tak nie ma sensu, ponieważ "jakiś nastoletni Azjata i tak robi to szybciej i dwa razy lepiej..." 

Nie wiem, czy ktoś potrafi się do tego odnieść, czy miał podobnie. Wiem, że ja tak miałem... Zafiksowałem się na tym, że "cokolwiek bym nie zrobił i tak nie będę w tym dość dobry..." . Jednocześnie bardzo chciałem i nadal chcę "COŚ OSIĄGNĄĆ".

Na długie lata utknąłem w krainie:

"Pewnego dnia będę..."

Okłamywałem SIEBIE, że mogę, że dam radę, tylko "jeszcze nie TERAZ "...

Od 5 lat przekonuję sam siebie, że to, że coś chcę, to nie znaczy, że to jest właściwe. Że moje oczekiwania, to tylko moje oczekiwania, a to, co z nimi robię, to moja odpowiedzialność. Miałem - i nadal mam - na siebie kilkanaście różnych pomysłów, rzeczy, które chciałbym osiągnąć...

Sporo, nie?

Na szczęście nie wszystko muszę osiągnąć NATYCHMIAST i nie wszystko na raz... Czy muszę? Nie, nie muszę... To oznacza tylko, albo aż, że mogę się "rozleniwić" i "egoistycznie" skupić się tylko na jednej rzeczy naraz, nie wszystko muszę robić naraz. Przez większość życia dowalałem sobie, że "jeszcze nic nie zrobiłeś, jesteś coraz starszy, a nadal nic nie osiągnąłeś".

(Dygresja: Uwielbiam ten moment w filmie albo w książce, kiedy tytuł się wyjaśnia 😀😀😀)

    I to jest ten moment, w którym się zorientowałem, że dzięki terapii zaczynam coś robić, że różnica pomiędzy mną teraz, a kilka lat temu jest astronomiczna. To nie jest tak, że nic nie robię, nie zmieniam sam siebie, a praca nad sobą jest trudna... Zmieniam to, co kiedyś wydawało mi się, że jest jedyną możliwością, że jest to "właściwe", ale właściwe moje przekonania wiodły mnie na manowce. 

    Teraz zaczynam rozumieć, że nie da się niczego osiągnąć "na już", natychmiast i bez wysiłku. Nie da się mieć 20 lat abstynencji, po 5 latach nie picia.. No po prostu jest to fizycznie niewykonalne. Jeśli będę się starał robić 15 rzeczy na raz i będę dowalał sobie, że na nic nie mam czasu, to nic nie osiągnę, a tylko będzie to tworzyć napięcie. To właśnie jest miejsce na wykorzystywanie swoich wad. Skoro jestem egoistą, a nie ukrywam, że jestem największym egoistą, jakiego znam, to mogę dzięki temu zadbać o swoje zdrowie psychiczne, bo na tym polega ZDROWY egoizm.

Podobnie bywa z lenistwem. Kiedy wiem, że coś jest w danej chwili zbędne i nie potrzebnie marnuję czas, siły, chęci i zasoby, "z lenistwa" odpuszczam, skupiając się na tym, co ważniejsze.

Oczywiście nie jestem idealny i nadal się uczę zdrowych, efektywnych i produktywnych zachowań. Nie zawsze i nie wszędzie działam na 100%, bardziej na 10%

I TO JEST OK. 

Znów zdrowy egoizm 😊 Nie dowalać sobie, nie myśleć negatywnie, uczyć się i wyciągać wnioski. 

Dopóki idziesz, jesteś dalej niż gdybyś stał w miejscu. 

    Wymaganie od siebie perfekcji za pierwszym razem. Dowalanie sobie, "bo mi nie wychodzi, a powinno". Egoistyczne (ale w tym chorym znaczeniu) zakładanie, że wszystko powinno mi wychodzić szybciej i lepiej niż innym, bo "zawsze tak było"... Patrz: "ja się uczyłem, inni nie, więc to nie było trudne..."

    Takich błędnych, chorych przeświadczeń nazbierałem sobie w życiu cały worek i jeszcze długo będę ten worek przebierał, wywalając to, co się do niczego nie nadaje. 

Zwłaszcza, że jestem leniwym egoistą i nie zawsze mi się chce...

Pogody Ducha,

Dominik Alkoholik




piątek, 30 grudnia 2022

Po 4 latach zaczynam rozumieć pierwsze 3 kroki...

Przez ostatnie dwa miesiące moje życie nabrało mocy. Dzieją się rzeczy, które - gdyby nie moje doświadczenie życiowe i praca nad sobą - byłyby dla mnie niepojęte, przerażające i dziwne...

Ale od początku.  

Przez ostatnie 4 lata starałem się zadośćuczynić mojej partnerce za krzywdy wyrządzone jej kiedy piłem. Moim zdaniem udało mi się to, choć ona twierdzi inaczej.

Istnieje kilka głównych mechanizmów uzależnienia:

- mechanizm rozdwojonego JA

- mechanizm iluzji i zaprzeczeń

- mechanizm nałogowego regulowania uczuć 

W dużej mierze udało mi się ich wyzbyć lub nad nimi zapanować. Patrzę "trzeźwo", realistycznie i zdroworozsądkowo na świat, na moje myśli, uczynki i oczekiwania. Mam świadomość siebie i swojego życia. Tak, jak kiedyś pijąc myślałem, że jestem pępkiem świata i wszystko mi się należy, tak teraz wiem, co jest mi należne, a na co pracując pokornie nad sobą muszę zasłużyć i zapracować.

W terapii i na mityngach mówi się, by pracować nad sobą i pod żadnym pozorem nie zmuszać i nie namawiać partnera do niczego. Każdy jest odpowiedzialny za siebie i nie można nikogo zmuszać do robienia tego, co my... JA CHCĘ.

I tak starałem się żyć, mieć czas na pracę, czas na terapię i czas dla mojej partnerki. I udawało mi się to. Jednakże moja partnerka tego nie widziała i nie doceniała. Odsuwaliśmy się od siebie coraz bardziej... Kiedy ja mówiłem jej, że może być samodzielna i niezależna - ona domagała się, bym wszystko robił z nią lub za nią. Uzależniła się ode mnie i od komputera, na co nie miałem wpływu. Przez 4 lata sugerowałem jej terapię, znalezienie znajomych i po prostu normalne życie. NIE SŁUCHAŁA

Podjąłem jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. 

Zaczynam od nowa, bo nigdy nie jest za późno na start od nowa...


Ten post miał być opublikowany ponad rok temu, ale zaginął w roboczych.

Ale już jest 😁😁😁

Tylko 5 lat...

... mi zajęła podróż z nory emocjonalnej w jakiej wtedy byłem do "TU I TERAZ". To całkiem długa wycieczka i gdybym od początku skupiał się na tym, ile mi to zajmie, i ile rzeczy w SOBIE w międzyczasie zmienię, to pewnie w życiu bym nie wyruszył.

Skupiałem się na negatywach, uważałem się za ofiarę losu i tak się zachowywałem.

Każda zmiana wymaga czasu i pracy. Jednakże najważniejsza jest decyzja, że chcemy się zmienić. Przejście z przekonania "Muszę wszystko sam robić, nikt mi nie pomaga, większość ludzi to debile, wszyscy jesteście buce!!!" do "Bądź dobry dla innych, bo każdy ma swoje problemy i nie każdy jest tak samoświadomy jak Ty" było trudne...

 Subiektywnie bardzo trudne i wielokrotnie się zastanawiałem, czy "Serio, to nie ja mam rację?". Często nie do przyjęcia był dla mnie fakt, że moje przekonania i założenia są obiektywnie błędne, i przez nie jest mi trudno uzyskać wewnętrzny spokój i harmonię. Próbowałem różnych rozwiązań, dróg i ścieżek. Czytałem poradniki, czytałem literaturę AA, słuchałem mityngów spikerskich (forma monologu alkoholika o swoim uzależnieniu i drodze do trzeźwości), pracowałem, miałem hobby, rozwijałem się i żyłem zgodnie z zasadą:

"Rób tyle, żeby nie mieć czasu na narzekanie".

I tylko i wyłącznie dzięki temu coś zaczęło się zmieniać...


"Będę myślał pozytywnie tylko, jeśli zmieni się wszystko"

Wiele osób tak myśli i ja też tak myślałem. Przez lata moim życiem rządziły chore mechanizmy. Dopiero kiedy poszedłem na terapię, a i to po dłuższym czasie, zrozumiałem, że jedynym sposobem na życie, który nie prowadzi do choroby to:


"Wszystko się zmieni, jeśli tylko pozytywnie myślał będę"


Jeśli kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie: "Czy ze mną jest coś nie tak?"

- to prawdopodobnie tak jest... 

Czy łatwo to wyłapać i zacząć działać?

NIE

Mnie to zajęło sporo i trochę zazdroszczę każdemu, kto zaczął się ogarniać wcześniej. Jednocześnie współczuję każdemu, kto nadal się męczy, a chce coś zrobić i nie wie jak... Takich osób jest wiele. Czasem nawet duży wysiłek nie pomaga.

Moja ŻONA  niedawno napisała na FB o mnie tak:

"Kiedy patrzę na niego widzę dwóch facetów:

- tego sprzed lat, który irytował mnie na maksa, który pisał komentarze od rzeczy, którego nie raz zablokowałam, który był przeciwnikiem ślubu i dzieci

- tego teraz, który jest inteligentny, czuły, troskliwy, który rozśmiesza mnie na każdym kroku, z którym mogę rozmawiać na każdy temat i o każdej porze...

Ten drugi facet jest zdecydowanie tym, którego chciałam. Którego potrzebowałam. Który zmienił się o 180 stopni.

Teraz jest najlepszym mężem i już najlepszym ojcem na świecie! 

A takie momenty jak ostatnio - kiedy podczas kąpieli w wannie Dzidzia zaczęła się wiercić, a on wziął prysznic i ciepłą wodą polewał mój brzuch, nagle mówiąc: "No już, kochanie, Tata już Cię grzeje..." - sprawiają, że tylko utwierdzam się w swojej decyzji, iż wybrałam odpowiedniego człowieka na męża i ojca 🥰❤️😘"


I sam widzę ten dualizm w sobie... Ten paradoks polegający na tym, że jednocześnie chcę i nie chcę... Boję się zmian i odpowiedzialności, a jednocześnie boję się, że nic się nie zmieni i pogrążę się w chorych zachowaniach...

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Mam wpływ tylko na niektóre jej aspekty. Mogę albo zaufać, że wszystko się ułoży, albo martwić się o wszystko i zostać paranoikiem...

Decyduję o tym na co mam wpływ i to daje mi wiarę i ufność na przyszłość. 

POGODY Ducha, 

Dominik Alkoholik 

czwartek, 8 grudnia 2022

Niech się dzieje wola NIEBA...

 Pierwsze trzy kroki AA można podsumować w jedno zdanie:

"JA nie dam rady, ON mi pomoże, chyba MU pozwolę."

Coraz częściej spotykam ludzi, których życie w taki właśnie sposób się rozwija i odnoszą sukcesy. Przy czym dla każdego to "odnieść sukces" znaczy coś innego. A może zawsze spotykałem takich ludzi, tylko że przez moje złe nastawienie nie zwracałem na to uwagi i wolałem skupiać się na negatywach, porażkach i trudnościach. Miałem swoje przekonania, uprzedzenia, nawyki, nałogi...
Wielokrotnie skupiałem się na swoich oczekiwaniach wobec SIEBIE i INNYCH. Myślałem, że skoro ktoś myśli i robi coś inaczej niż ja, to od razu oznacza, że robi coś "źle". Widziałem wokół siebie ludzi, którzy nie radzą sobie z trudnościami, poddają się negatywnym myślom i nastawieniom. Sam też tak funkcjonowałem zatracając się w marazmie i beznadziei. Nie szukałem rozwiązań tylko wymówek, nie walczyłem tylko szukałem winy za swoje niepowodzenia w otoczeniu. Przez lata nie potrafiłem radzić sobie z trudnościami, emocjami. Nadal często tak mam. Każda nowa sytuacja jest wyzwaniem, moja chora głowa zakłada najgorsze możliwe scenariusze.
Przez ostatnie lata zacząłem się powoli uczyć zdrowych zachowań i zdrowego podejścia. Generalna zasada mówi: "Ile piłeś, tyle się lecz..." - i jest to dla mnie BARDZO dobra zasada. Kiedy wszystkie, a przynajmniej większość naszych przekonań, obiektywnie jest błędne, złe, szkodliwe i krzywdzące dla innych i nas samych, wtedy bardzo trudno jest nam je zmienić, czy choćby zauważyć, że coś jest nie tak. Kiedy egoistycznie oczekujemy, że wszystko będzie tak, jak chcemy - TYLKO DLATEGO, ŻE CHCEMY - wtedy na pewno nic nie osiągniemy. Tak było u mnie. Uważałem się za lepszego, mądrzejszego od innych i byłem pewny, że wszystko będzie mi przychodziło lekko, łatwo i przyjemnie, bez żadnego wysiłku. Teraz zaczynam rozumieć w jak wielkim błędzie byłem... Powoli zaczynam rozumieć słowa: POKORA, ODPOWIEDZIALNOŚĆ, WIARA, OTWARTOŚĆ.
W AA człowiek z doktoratem może się czegoś nauczyć od malarza pokojowego, a ksiądz od kryminalisty. I tak generalnie jest w życiu. Ja sam od 5 lat uczę się życia na nowo i mogę zaśpiewać jak Kazik Staszewski: "Nauczyłem w życiu się paru rzeczy, wszystkich źle...". I jest bardzo wiele osób, które mają podobnie - czy to Św. Augustyn z Hippony, czy "Mietek", co poszedł na odwyk i przestał chlać...

Każdy z nas jest inny, każdy ma swoją drogę, swoją historię. Przez lata miałem wielu idoli i wiele rzeczy chciałem robić. Niedawno poznałem jednego z ciekawszych ludzi w życiu - Przemka Kossakowskiego. Człowieka, który przeszedł drogę od bezrobotnego artysty po 30-ce, przez prowadzącego programy telewizyjne, po terapeutę arteterapii. Ciągle odkrywając coś nowego w świecie i w sobie.
Ja też odkryłem w sobie wiele nowych rzeczy, których jeszcze niedawno nie spodziewałbym się znaleźć. Najdziwniejszym i najbardziej niespodziewanym odkryciem było jak bardzo JA CHCĘ planować moje życie, i jak bardzo boję się odpowiedzialności... Zaczynam się tego powoli oduczać, a mam z kim, jak i dla kogo. Skoro inni mogą się zmieniać, bo BÓG stawia przed nimi nieoczywiste wyzwania, to ja też :)
Jeszcze niedawno ostatnie o czym bym pomyślał to ślub i dziecko. Moja Matka całe życie mówiła mi, żebym się z tym nie spieszył... No i się nie śpieszyłem.
Teraz zaczynam widzieć wszystko inaczej - może dojrzalej, a może dziwacznie, sam nie wiem. Wiem, że mam swoją drogę do przejścia i swoją przygodę do przeżycia, a co będzie dalej, to czas pokaże.

Pogody Ducha,
Dominik Alkoholik



Ja z Żonką i Przemkiem Kossakowskim


sobota, 12 listopada 2022

Nigdy nie jest za późno, by zacząć od początku.

Za każdym razem, z każdą kolejną próbą mamy większe doświadczenie. Wiem coraz więcej, rozumiem lepiej, widzę szerzej. Różnica pomiędzy oczekiwaniami, a możliwościami jest ogromna.
Nie zostanę prezydentem, nie polecę w kosmos, ani nie wymyślę lekarstwa na raka. Moje możliwości rozwoju są nieograniczone, ale niektóre ścieżki kariery i drogi rozwoju są niedostępne. Pogodziłem się z tym. Są rzeczy, które - gdyby nie moje doświadczenie - byłyby nie do przyjęcia. Całe moje życie, niedojrzałe życie, starałem się sprostać wymaganiom i oczekiwaniom innych, oraz moim. Teraz zaczynam rozumieć. Za mną rok odkrywania siebie, moich wad, istoty moich błędów i siły. Rok trudu, ale tym bardziej rok radości
Przez ostatni rok zobaczyłem jak wiele oczekuję i jak niewiele mogę z tego osiągnąć. Stawiałem sobie niewykonalne założenia i cele. 
I na tym polega moja choroba - na szukaniu sobie urojonych problemów i "rozwiązywaniu" ich alkoholem... 
Najdawniejsze, najgłębsze, najtrudniejsze błędy w moim myśleniu były tak dawne, że dopiero niedawno zacząłem je sobie uzmysławiać. Całe moje życie słyszałem:
"Nie śpiesz się z małżeństwem, nie śpiesz się z dziećmi... Masz tylko mieć wykształcenie i pracę."
 Nie śpieszyłem się więc. Ze wszystkich założeń zostało TYLKO to, że jestem po 30-ce i dalej nie wiem "co do czego".

Biologia mówi: "Jedz, nie daj się zjeść i się rozmnażaj."
Terapeuci mówią : "Rób to, co sprawia Ci radość i naprawiaj to, co jest zepsute."
Ja mówię: "A  JE*AĆ!!!! CZAS ZASZALEĆ I ROBIĆ TO, CZEGO BAŁEM SIĘ NAJBARDZIEJ !!!"

To moje trzecie podejście do pisania bloga. Wcześniej chciałem się pokazać, robić coś, żeby inni to lubili. Zaczynam rozumieć, że to były moje głupie "chciejstwa". Pora zacząć robić coś dla siebie.
Nie zostanę gwiazdą ROCKA, nie polecę w kosmos... Mam niewiele możliwości, by zostać zapamiętanym, by coś osiągnąć. Realistycznie: małżeństwo, posiadanie dzieci i bycie po prostu spoko gościem to to, co mogę zrobić. I są to jednocześnie te trzy rzeczy, które były dla mnie kiedyś głupotą. Było to też to, czego NAJBARDZIEJ SIĘ BAŁEM. 


AHOJ PRZYGODO !!! 

Pora popracować nad sobą.

niedziela, 14 listopada 2021

Prokrastynacja i hedonizm...

    Siedzę, dłubię, kombinuję i zastanawiam się co mam robić... co najlepsze wiem co powinienem robić. Praca, Nauka, inne drobne ważne sprawy, odpoczynek. Takie powinny być moje priorytety i tego powinienem się trzymać. realistycznie na razie jest: Praca, inne drobne rzeczy, odpoczynek Nauka... Przestawienie swojego myślenia jest jednak trudniejsze niż myślałem... ale pracuję nad tym, powoli zmieniam myślenie, przekonuję siebie, że warto wykorzystać czas właściwie, bo dzięki temu się rozwijam i poprawiam swój dobrostan.

 Program AA 24 godzin w swoich założeniach bazuje na eudajmonizmie, ja nadal często myślę hedonistycznie. 

Hedonizm ( hedone - przyjemność, rozkosz) – pogląddoktryna, uznająca przyjemność, rozkosz za najwyższe dobro i cel życia, główny motyw ludzkiego postępowania. Często mylone z epikureizmem, gdzie unikanie cierpienia i bólu jest głównym warunkiem osiągnięcia szczęścia.

Eudajmonizm ( eudaimon – "szczęśliwy", dosł. "mający dobrego ducha") – stanowisko etyczne głoszące, że szczęście (eudaimonia) jest najwyższą wartością i celem życia ludzkiego. Eudajmonizm występuje prawie wyłącznie w teoriach etycznych hellenizmu oraz w buddyjskim opisie motywu i celu działania istot żywych. Eudajmonista rozumie szczęście inaczej, niż zazwyczaj rozumie się je współcześnie: nie jako subiektywne zadowolenie, ale jako pewien stan zachodzący na skutek właściwego postępowania, np. apatheięataraksję czy eutymię.

  Ciągle przypominam sobie, że hedonizm jest fajny, lekki i przyjemny, dlatego właśnie jest tak łatwy do zastosowania, proste działania nastawione na chwilową przyjemność, Ale bardziej właściwy jest eudajmonizm, Rozwój i postępowanie właściwie, nawet, a wręcz zwłaszcza wtedy kiedy coś lub ktoś, kusi nas by postępować hedonistycznie i pochopnie.

Pogody Ducha,

Dominik Alkoholik


niedziela, 31 października 2021

Trzy miesiące mnie tu nie było...

 A mam wrażenie, że z rok. Wydarzyło się sporo, a wydarzy się JESZCZE więcej.

 Jestem studentem, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Kierunek psychologia.  To co kiedyś zepsułem teraz naprawiam. Daję przykład innym, że można, że warto i że nie ma sensu szukać wymówek. Nie jestem coraz młodszy, wręcz przeciwnie, niedawno miałem 31-sze urodziny. 

 Tym bardziej przekonuje SIEBIE, że czas nie stoi w miejscu i jeśli ja będę stał w miejscu to będę się cofał. Osiągnę to co chcę tylko przez rozwój, wymaganie od SIEBIE i zdrową dyscyplinę.

 Miesiąc temu wziąłem udział w 3 Konferencji Sekson o seksualności i rodzicielstwie osób z niepełnosprawnością. Byłem jednym z prelegentów i moje wystąpienie było zdecydowanie nietuzinkowe. Gdybym mógł zmieniłbym w nim praktycznie wszystko, a mimo to nie żałuję, jak na pierwsze takie wystąpienie daje sobie mocne 5/11. Merytorycznie byłem przygotowany świetnie, emocjonalnie i psychicznie ni cholery więc wyszło jak wyszło... Nie pomogło mi to, że sam się nakręcałem i podkopywałem swoją pewność siebie. Tak bardzo chciałem dobrze wypaść, że koniec końców nawet nie do końca pamiętam co powiedziałem z tego co chciałem powiedzieć, a nie mam jeszcze odwagi by obejrzeć nagranie z tego wystąpienia.

 To kolejna lekcja dla mnie, ważna i bardzo wartościowa. Najbardziej cieszy mnie to, że na konferencji poznałem ciekawych i wartościowych ludzi, dla których chcę się starać i od których mogę się wiele nauczyć. 

Mówię zwłaszcza o mojej "Cioci" o której już wspominałem. Na żywo okazała się równie Cudowną, Wspaniałą, Ciepła, Kochaną osobą jak przez internet. Bardzo się cieszę, że mogłem ją poznać w realu i mam nadzieję, że będziemy się spotykać jak najczęściej. 

 Na studiach mam chwilowy spadek weny do nauki, daję sobie luz na długi weekend i ruszę we wtorek, mam sporo materiału do opanowania na następny zjazd i muszę ciągle pilnować się z systematycznością. Ciągłe drobne zmiany na drodze do perfekcji. Nie ważne, czy mówimy na to rozwój osobisty, Program 12 Kroków AA, czy Kaizen.

 Tylko systematyczną ciężką pracą można coś osiągnąć.

Pogody Ducha

 Dominik Alkoholik