Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Człowiek się uczy całe życie

    Jeszcze do niedawna myślałem, że wszystko o wszystkim wiem najlepiej. Miałem, i nadal mam,, w głowie zbiór myśli, przemyśleń, założeń i opinii, które tylko w mojej głowie mają sens, bo w rzeczywistości nic z tego nie jest prawdą.

Od dłuższego czasu uczę się żyć na nowo zmieniając te chore myśli na zdrowsze... 

Wielokrotnie słyszałem: " Ile piłeś, tyle się musisz leczyć!"

Teraz mogę powiedzieć, że trzeźwieję mniej więcej tak długo, jak długo piłem. Przynajmniej piłem dużo. Gdyby wziąć pod uwagę pierwszy kontakt z alkoholem, to jeszcze długa droga przede mną, bo pierwsze świadome picie to u mnie jakoś w 12 roku życia (czyli 15 lat picia), a pierwsze nieświadome było kiedy miałem 3 lata...

Jakby nie patrzeć to DUŻO i dużo rzeczy nauczyłem się "źle", mam wiele błędnych przekonań, o jednym z nich dowiedziałem się całkiem niedawno.

Byłem z żoną na spotkaniu autorskim z Magdaleną Majcher - pisarką, autorką kilkudziesięciu powieści. Zakładałem, że kiedy ktoś jest tak płodnym pisarzem, to pisanie przychodzi mu łatwo, za to ja jestem jakiś dziwny, bo się męczę z pisaniem. Ciągle bym coś zmieniał, poprawiał, siedzi mi w głowie, że powinno być lekko, łatwo i przyjemnie. Od początku pisanie powinno być dla mnie łatwe, powinienem pisać po kilkadziesiąt tysięcy znaków dziennie...

Na tym spotkaniu usłyszałem, że można "być chorym jak się musi usiąść do komputera i pisać", że "najlepiej, żeby wtedy nic mnie nie rozpraszało i żeby nikt do mnie nie podchodził".

Dopiero wtedy zacząłem sobie przypominać o pewnych ciekawostkach:

- Ernest Hemingway, jak mu jedno zdanie nie grało, to potrafił zmienić całą stronę, jeśli nie rozdział...

- Harrego Potter'a odrzuciło kilkanaście wydawnictw...

- Stephen King wyrzucił maszynopis "Carrie" i to jego żona zmusiła go do pokazania go komukolwiek...

Jeśli chcę pisać z sensem, wartościowe rzeczy, to raczej naturalne, że będzie to wymagało wysiłku. 

Mam pewien pomysł i mam nadzieję, że mi się uda go zrealizować, ale wszystko powoli, bez pośpiechu i przede wszystkim:

BEZ OPIERD*LANIA SAMEGO SIEBIE, JEŚLI NIE JEST TAK, JAKBYM CHCIAŁ!


Pogody Ducha,

Dominik Alkoholik 


niedziela, 3 grudnia 2023

33 lata plus/minus 6...

    Dawno nic nie pisałem na blogu... Brak chęci, czasu, a przede wszystkim wewnętrzne przeświadczenie, że muszę pisać coś sensownego/wartościowego, bo inaczej to nie ma sensu...

I tak sobie siedziałem, myślałem i wymyśliłem: "Nosz Qurwa mać, jeśli mam coś zrobić, to teraz jest najlepszy moment." Zero prokrastynacji, zero kombinowania, zero marudzenia. 

    Ostatni rok to niezłe wariactwo (może będzie gorzej, może lepiej, zobaczymy).
1 grudnia obchodziłem 6 rocznicę abstynencji. Porównując mnie teraz i mnie 6 lat temu różnica jest diametralna, i bardzo mnie to cieszy.
Kiedy człowiek przestaje pić, to nie wie, co zrobić z wolnym czasem - w końcu wcześniej czas upływał na:
- piciu
- zdobywaniu gorzały
- spaniu
- kacu (choć do kaca lepiej było nie dopuszczać...) 

    Mam 33 lata, 6 lat abstynencji i terapii za sobą, i nadal "wiem, że nic nie wiem" cytując klasyka. W głowie mam pełno planów/marzeń, pomysłów i zero sposobów ich realizacji... Jedyne, co wiem prawie na pewno, to to, że jeśli popadnie się w marazm i nie będzie się robić nic, to nie zrobi się nic. Wiem też, że cieszą mnie rzeczy, o których kilka lat temu nie pomyślałbym w kategoriach pozytywnych.
Teraz czas spędzam głównie z żoną i dzieckiem (drugie w drodze). Po raz pierwszy mogę powiedzieć, że zaczynam żyć, a nie funkcjonować. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną i mam wiele złych nawyków do zmiany, ale jest ich mniej niż na początku.



    Kiedyś miałem bardzo wysokie mniemanie o sobie, większość ludzi dookoła uważałem za bandę debili, tylko dlatego, że mieli inne zainteresowania i gorsze oceny w szkole. Teraz powoli zmienia się moje nastawienie, zaczynam rozumieć, że sam mam wiele wad i przywar, że nie jestem LEPSZY od innych tylko dlatego, że jestem inny.

    Nie chodzę na mityngi AA, ale dalej żyję według zasad wspólnoty. Należymy z żoną do Neokatechumenatu - to równie zabawna "sekta" i podobnie jak w AA przychodzą tam ludzie, którzy czują, że coś jest "nie tak", ale okłamują sami siebie, że to nie z nimi jest problem. 

Kiedyś obiecałem sobie, że nie będę chodził do kościoła, bo to nie ma sensu... No to ten... Nadal tak jest, ale będąc w neokatechumenacie mój "wewnętrzny egoista" myśli sobie, że taki zwykły kościół, to dla plebsu, który nie wie o co w tym wszystkim chodzi, a ja chodzę tam, gdzie to ma sens...

Pokręcone, ale działa jak wszystko w moim życiu do tej pory. Pomimo abstynencji i programu 12 kroków, pewnie nie przekonałbym się do chodzenia "normalnie" na Msze do kościoła, a tak to mam "coś jak AA, tylko bardziej religijnie" i jest git. 

Na dzisiaj wystarczy, choć mój wewnętrzny krytyk mówi mi, że powinienem od razu napisać coś rozmiarów " Pana Tadeusza"...

Pogody ducha

Dominik Alkoholik